logo

Jak spędzić walentynki?

By | środa, lutego 11, 2015 8 comments

... A raczej ich nie spędzić... Wpis miał być konkretny i merytoryczny, ale mi się nie chce ;) Dzisiaj chcę sobie z wami poplotkować. Na jaki temat? O facetach oczywiście... Wiecie, zbliżają się walentynki i Tłusty Czwartek się zbliża...

Dwa najważniejsze "święta" w roku - obżarstwa i miłości hehe Coś dla hedonistów. Bo przecież szansa na seks i zjedzenie większej ilości słodyczy bez stresu, że chłop oczy z orbit wywali, jest w tych dniach największa! I.. jakoś tak tylko ten jeden dzień w roku nikt nie boi się rozmawiać o miłości, a wszyscy wiedzą o co kaman. Już jutro najpilniej strzeżone sekrety zaczniemy przekuwać na zwycięstwo... no bo zjeść 2-5-10-15 pączków to nie lada wyczyn, prawda? :)

Walentynki... choć uważam je za przereklamowane święto, wcale nie potępiam i nie wyśmiewam ludzi, którzy 14 lutego planują coś szczególnego. Mnie jakoś to świętowanie z moim Mężem nigdy nie wychodziło a wręcz... nie mam żadnych szczególnych wspomnień.

Mój Mąż potrafi zaskoczyć... Nie, nie zaskoczyć mnie, ale zaskoczyć, że trzeba być romantycznym od czasu do czasu :P 
Podjął nawet kilka prób, które skończyły się w... łóżku. Byliśmy tak zmęczeni czuwaniem nad Frankiem, że gdy tylko zamknęły się drzwi za naszym dzieckiem, momentalnie opadaliśmy z sił. Potrafiliśmy spać po 12-14 godzin. I naprawdę nie figle były nam w głowie :)

Tych kilkanaście lat temu też się trochę wysilił... Ukradł kryształowe kieliszki z barka swojej mamy, wywiózł mnie na siarczysty mróz i kazał wypić szampana :P Zmarzłam jak cholera, śmiać mi się chciało... bo to takie nie pasujące do niego i do mnie było. No i stresowałam się, że mu się te kryształy potłuką a ja będę miała przerąbane u Teściowej. I tak miałam. Skreśliła mnie na wstępie i kilka lat zajęło mi jej "wychowanie" :P

Pewnie znalazłabym jeszcze kilka przykładów na przejaw tego, co nazywa się "romantyzmem u mężczyzn". Randki? Chyba wszystkie spędziłam pod skałami - On na górze ja na dole. Raz jeden jedyny namówił mnie, żebym wlazła na górę. Dla mnie to był Mount Everest, a dla niego skałka. Zaufałam, wlazłam, popatrzyłam w dół i... zażądałam, żeby wezwał pogotowie górskie czy co tam jest w okolicy, bo ja do końca życia na tym szpicu będę siedzieć. Nie zejdę i już. A ten wrzeszczał, że mam mu wstydu nie przynosić :P Phi - zero zrozumienia, tylko ambicje!

Przejawy romantyzmu mam i ja... Ostatnio chociażby, kiedy Frania było. Przygotowałam kolację przy świecach - łosoś, sałatka, grzanki... Kolacja w kuchni. Planowałam ją na 30-60 minut. Skończyła się po 15... :P No bo co tak mieliśmy siedzieć przy pustych talerzach? Zrobić co zrobić i każde do swoich przyjemności. Jedna kanapa - jeden pilot TV - jedna książka :P

No i tak to jest z tym romantyzmem u nas... Od tygodnia znowu robi podchody...
- Pójdziemy gdzieś? - zapytał....
To pójdziemy brzmiało tak jakby "błagam, nie-pójdziemy!?, a gdzieś... oczywiście ja mam wybrać i zdecydować, gdzie to gdzieś ma być. Zero czynnika ryzyka, zaskoczenia :P Zważywszy, że 14 lutego przypada na sobotę, to gdzieś wszędzie będzie zajęte :P No i co to za randka jak ja kasę trzymam (naszą kasę:P). Pod koniec romantycznego wieczoru mam wyciągnąć kartę i powiedzieć - Ja stawiam?! :P No i tak umawiamy się na randki całe życie. Po swojemu. Kompletnie nam to nie wychodzi. I w sumie nie czujemy takiej potrzeby, bo kochamy się przecież na co dzień.

I wcale nie jest tak, że się nie kochamy, nie rozumiemy i nie pielęgnujemy naszego związku. Dbamy o siebie i kochamy się jak mało kto. Mamy swoje rytuały i bziki, o których nie będę tu nigdy pisać. Doskonale się rozumiemy, wspólnie przeszliśmy naprawdę dużo, a choroba Franka pozwoliła nam poznać się na nowo, doceniać detale właśnie. Doceniać to, że siebie mamy. Czuć się na tyle pewnie i bezpiecznie w związku, że nie trzeba, naprawdę nie trzeba ani kartki walentynkowej 14 lutego, ani romantycznej kolacji, ani wielkich deklaracji miłości.

Bo miłość wyraża się drobnych gestach - takich, których inni nie widzą, a widownia nie jest nikomu potrzebna, a sami zainteresowani dokładnie wiedzą o co chodzi.

Tego Wam życzę na nadchodzące Walentynki (i nie tylko - na cały rok) - miłości, poczucia bezpieczeństwa i motyli w brzuchu :)

I naprawdę nie wymagajcie od swoich partnerów romantyzmu na siłę. Mężczyźni mają zupełnie inne podejście do spraw damsko-męskich. Czy to źle? Moim zdaniem NIE. Po prostu trzeba się odpowiednio dobrać ;)


Nowszy post Starszy post Strona główna

8 komentarzy :

  1. Czytam i czytam i momentami się czuję jakbym czytała o sobie i moim Mężu! Też nie będzie u nas romantycznych kolacji, niespodzianek itd... Ja też trzymam kasę i jakoś tak dziwnie by było wymyślać i kombinować jakieś wyjścia "na siłę" i "na pokaz". I w sumie lubię tą naszą rutynę i nasze przyzwyczajenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i to się chyba nazywa poczucie bezpieczeństwa :D Ale mimo wszystko warto czasami rutynę przełamać i niekoniecznie w walentynki. Dzień nie związany z żadnym świętem czy rocznicą zaskoczy jeszcze bardziej :P

      Usuń
  2. Nie prawda :) to o moim Łukaszu ;) Wiesz jak wyglądały nasze zaręczyny? Zawlókł mnie na SWOJĄ ulubiona górę i jak już padłam spocona i zakurzona to wyciągnął pierścionek cały zadowolony. Zaznaczam, że nie lubię chodzic o górach :). Ale cóz, serce nie sługa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha :D masz rację - serce nie sługa. U mnie też zaręczyny nie były romantyczne :P

      Usuń
  3. To tak trochę jakbym czytała o mnie i moim mężu. ;) Z tą różnicą, że na brak klasycznego romantyzmu narzekać nie mogę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze ;) Najważniejsze to nie zmuszać do romantyzmu, bo wszystko co wymuszone nie daje tyle radości ;)

      Usuń
  4. U mnie jest tak: to wybierz kiedy, na co i gdzie pójdziemy, to się wybierzemy:-);-)
    zapraszam do mnie na wiersze i piosenki o miłości:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe, no właśnie - Ty wybieraj :P Ach, ci faceci! Zajrzę na pewno!

      Usuń