logo

Rodzicu, to nie jest TYLKO ukłucie

By | niedziela, marca 06, 2016 16 comments

Ten wpis powstał pod wpływem impulsu. Pomysł jednak przyniosło kilka dni temu życie. Cukrzyca typu 1 jest chorobą, która wymaga od nas i dziecka stałego kontaktu z igłami i wkłuciami. Mam jednak wrażenie, że czasami my, rodzice, zbyt często traktujemy igłami swoje dzieci. Wiecie co skłoniło mnie do napisania tego tekstu?


Od kilku dni jestem na zastrzykach. I przez najbliższe miesiące (lata?) będę na nie skazana.
Codziennie jeden zastrzyk. Tylko jeden jedyny. Takim niby penem, igiełką 8mm, w brzuch/udo/rękę. Przypomnienie w telefonie. 
Niby nic, co? A jednak! Dało mi do myślenia!
Pierwszy zastrzyk podawałam sobie pół godziny. Kilka razy zbierałam się na odwagę, żeby wbić sobie igłę w brzuch. Ręka cholernie mi drżała. Codziennie muszę pamiętać o tym, żeby się ukłuć. O tej samej porze. Pół godziny wcześniej robię się podświadomie nerwowa, zaczynam się pocić a ciśnienie skacze w kosmos. I nie jestem panikarą!
Już sama świadomość konieczności podania sobie jednego zastrzyku powoduje dyskomfort psychiczny i mimowolny stres. Podanie sobie objętościowo większej ilości leku powoduje pieczenie. Czasem powstaje siniak. Czasami zaczerwienienie. Czasami pojawi się kropla krwi. Niby nic takiego - znamy to u naszych dzieci. Podejrzewam, że jest tak u każdego
Franek bardzo przeżywa moje zastrzyki. Bardziej niż swoje. Mówię mu, że to jest moja insulina, żeby jakoś zrozumiał, żeby widział, że nie musi się tego bać. Że dorośli też czasami muszą sobie robić zastrzyki. Zawsze chce patrzeć, bo dla niego to jest jednak bliska sprawa. Obserwuje mnie dokładnie, patrzy mi na twarz, czeka na reakcję a ja muszę zachować kamienną twarz.

Kilkanaście razy w ciągu choroby Frania zdarzyło mi się samej sobie mierzyć cukier. Franek też mierzył mi cukier. Takie ukłucie w palec (nawet specjalnym lancetem), to nic przyjemnego. Serio. osobę, która nie jest do tego przyzwyczajona (o ile można się do tego przyzwyczaić), palec mrowi przez następne co najmniej kilkanaście minut. A jeszcze i po kilku godzinach człowiek sprawdza czy na palcu został ślad. Dotyka, żeby sprawdzić czy dalej boli.

W tym wszystkim najgorsze jest jednak to, że dużo łatwiej jest nam kłuć innych! Mnie samej zdarzyło się tak zestresować i zirytować, że ofuknęłam Frania, kiedy nie chciał dać sobie zrobić korekty penem w brzuch lub pośladek. A to jest przecież dziecko! Ma prawo walczyć ze wszystkich sił! Ma cholerne prawo, żeby się bać.

Tak łatwo przychodzi nam kłucie palców swojego dziecka zbyt często. Co 15, 30, 60 minut. Za często! Jednak to nie są nasze paluchy! To paluchy naszych dzieci. A gdybyś tak drogi Rodzicu nakłuwał swój paluch za każdym razem, kiedy robisz to swojemu dziecku?? No, trochę to zmienia, prawda?? :)

A gdybyś tak sobie zmieniał te wkłucia za każdym razem kiedy coś Ci nie pasuje? Nie piszę o sytuacjach wyższej konieczności, bo czasami trzeba, ale o takich, kiedy zupełnie bez powodu zmieniasz wkłucie codziennie, co 1,5 dnia.... Jaki masz argument? Rany po wkłuciu?? I ich ilość nie jest ważna??

A gdybyś tak za każdym razem, kiedy irytujesz się, bo Twoje dziecko nie chce wyleźć spod łóżka albo stołu, żeby dać się ukłuć, sam sobie wpakował takie wkłucie w dupę?

Dużo łatwiej zarządza się cudzym ciałem. Tak samo łatwo dyryguje się życiem innych. Sytuacja i podejście zmienia się jednak, kiedy trzeba to zastosować na własnym ciele.

Niektórzy rodzice nie przykładają większej uwagi do diety swojego diabetyka. Pakują za dużo cukru, węglowodanów, nie bilansują posiłków, dają (świadomie!) zbyt mało insuliny w obawie przed hipoglikemią (niskim cukrem). A potem pakują korekty. Pół biedy jeśli dziecko jest na pompie, ale pakować tak penem? Co godzinę??

Wiem, że większość dzieci nie robi wielkiego halo z ukłucia. Franek na ukłucie paluszka nie reaguje zupełnie. Mimo tego sprowadzam się na ziemię... Życie mnie sprowadziło, a ja wyciągam wnioski.

Ukłucie się, nawet penem czy lancetem z nakłuwacza jest czymś nieprzyjemnym. To, że nasze dzieci nie narzekają, przyzwyczaiły się do tego, że mają cukrzycę, wcale nie uprawnia nas do nadużywania igieł!

Zastanów się! Rodzice cukrzyków, którzy sami mają cukrzycę typu 1, dużo rzadziej nakłuwają swoje dzieci. A jeśli uważasz, że przesadzam to weź sobie pena, weź sobie glukometr i nakłuwaj się na równi ze swoim dzieckiem (sól fizjologiczna nic Ci nie zrobi). A potem pogadamy.

Cukrzyca typu 1 jest jedną w niewielu chorób (o ile nie jedyną), która wymaga systematycznego używania igieł i ingerencji w skórę oraz ciało dziecka. Pokłute są jego palce, pośladki, ramiona, uda,  brzuch, a później jeszcze boczki, inne miejsca. Ciałko dziecka chorującego na cukrzycę przez kilka lat nie jest idealne.
Pamiętam jak Franio był niemowlęciem. Podziwiałam jego idealną skórę - bez znamion, gładką, miękką. Potem śledziłam pierwsze pieprzyki, które pojawiły się na jego rączce. Dzisiaj patrząc na jego ręce i pośladki mam ochotę odwrócić głowę. Mam łzy w oczach. Z bezsilności. (Osoby, które nie miały styczności z cukrzycą nie są w stanie sobie tego wyobrazić - jak wygląda skóra dziecka chorującego 4 lata.) To mnie boli - bardziej niż ukłucie w palec czy brzuch.
Nowszy post Starszy post Strona główna

16 komentarzy :

  1. Tak, to wszystko prawda. Filip ma już ponad 11 lat, długo trwało, zanim odważył się sobie sam podać insulinę. Nadal przy kłuciu krzywi się niemiłosiernie. Czasem niby żartem pyta, czemu tak boleśnie podałam mu insulinę. A we mnie wszystko w środku płacze, że muszę, że to dla jego zdrowia, względnego, ale zdrowia. Jak to czasem mówi Filip- głupia ta cukrzyca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Ja też myślałam, że wystarczy przełamać się pierwszy raz a potem pójdzie...., ale chyba nie każdy jest tak odporny :) My, Mamy, zawsze będziemy przeżywać cokolwiek nie będzie działo się z dzieckiem. W cukrzycy jednak nie ma takich dylematów - pewne rzeczy trzeba zrobić i już. Nie nadużywać, nie zaniedbywać. Sama po sobie widzę jednak, że o ten zdrowy rozsądek jest czasami bardzo trudno ;(

      Usuń
  2. Święta prawda! Ja nie muszę kłuć ani siebie ani dzieci, to przyznaję rację, ze zarządzanie cudzym ciałem idzie nam całkiem łatwo. Choćby na przykładzie głupiej grypy - zachoruje któryś z moich chłopców, podaję syropki i inne leki mówiąc, że owszem, lekarstwo nie jest za smaczne, ale ma pomóc i synio musi je wypić! Kiedy ja zachoruję, i biorę te same syropki i leki aż czasem mnie wykręca od ohydnych smaków tych leków i się wtedy zastanawiam, jak moje dzieci to przełykają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :) To taki paradoks rodzica hihi Czasami od dzieci wymagamy więcej niż od siebie samych, ale zawsze chcemy to robić dla ich własnego dobra.

      Usuń
  3. Może nie do końca w temacie, ale nam przykład Frania pomógł w szpitalu, gdy Szymon płakał, że nie chce mieć wenflonu i żeby go wyciągnąć. Wtedy mu przypomniałam, że Franio takie wkłucie miał cały czas i pomogło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz :) To dobrze, że dał się przekonać! Dzielny Szymuś!! :*

      Usuń
  4. Niestety - prawda co piszesz- my zmagamy się z cukrzycą męża - a " mądrzy inaczej" czyt. wszechwiedzący - stwierdzili,że cukrzyca to nie choroba - i nie widać po nim tej choroby - szkoda słów - ten kto nie jest cukrzykiem lub nie ma kogoś bliskiego z tą chorobą i tak nie bardzo rozumie - że cukrzyca - to wiele innych chorób powiązanych z nią, które ujawniają się w trakcie choroby. Powodzenia dzielna kobieto. Pozdrawiamy serdecznie całą twoją rodzinę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukrzyca to niestety choroba. Na szczęście taka, że w swojej upierdliwości pozwala jeszcze funkcjonować. Dbaj o Męża, Kochana!! Uściski dla Was :*

      Usuń
  5. Choruję na cukrzycę od 25 lat. Od samego początku jestem na 4 wkłuciach. Jeszcze jako 13 latka podawałam insulinę zwykłymi strzykawkami, co rzeczywiście stanowiło pewien dyskomfort. Peny pojawiły się później. Jednak nie przypominam sobie, aby ktokolwiek z nas dzieci wówczas, spędzających razem czas na letnich czy zimowych wyjazdach dla diabetyków, ubolewał z powodu wkłuć. I aby cokolwiek z tego powodu się działo (po tylu latach wkłuć z moim ciałem nadal nic się nie dzieje). Rodzice nas wspierali, ale nie rozpaczali nad nami. Nauczyli nas żyć z cukrzycą. Kształcić się, pracować, realizować swoje pasje i nie postrzegać siebie tylko i wyłącznie przez pryzmat cukrzycy. I nie wymagać tego w przyszłości od innych.
    Obecnie mamy pompy insulinowe,zatem nie trzeba częstych iniekcji. A to dodatkowa wygoda w leczeniu cukrzycy. Jednak, to rodzice sama nim jestem) ubolewają nad losem swoich dzieci i zamiast dawać im siłę do życia, do pokonywaniu przeszkód, sprzedają dzieciom swoje lęki i ubolewania. Zgodzę się z tym,że pomiar cukru nie należy do przyjemności ale bardzo szybko staje się on rutyną. Jeżeli jednak będziemy nad tym tylko ubolewać i nadmiernie chronić swoje dziecko,ono później nie da rady przeżyć życia z cukrzycą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, o tym też napisałam w tekście. Nasze dzieci z czasem przestają reagować na nakłuwanie palca czy podanie insuliny, ale to nie znaczy, że my rodzice możemy tego nadużywać nazbyt często mierząc cukier czy podając korekty. A czy zdradzisz mi magiczny sposób na pielęgnację skóry?? U nas jednak ręce wyglądają bardzo brzydko! Peny zostawiają mniejsze ślady na skórze, ale po wkłuciach nie zawsze wygląda to dobrze...

      Usuń
  6. Poza zwykłymi babskimi balsamami niczego nie stosuję :) Nic się nie dzieje. Jeśli pojawi się siniak po nakłuciu,zaraz znika. Być może skóra Twojego synka reaguje nadwrażliwe,zatem kremy z Vit A być może byłby pomocne. Na palcach ostatnio pojawiają się ślady i zgrubienia ale wtedy daję konkretnym palcom odpocząć przerzucając się na inne. Zresztą z pomiarami cukru tez nie można szaleć i popadać w przesadę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Dzewczyny! 😉 Pewnie inaczej wyglada sprawa z pokłutym ciałkiem u dorosłej osoby, a zupełnie inaczej u maluszka. Franio czy moja Olina chorują od 2roku życia - to robi dużą różnicę i nie mozna tego porównywać (!) - zobacz ile miejsca do kłucia na ciele czy palcu ma 15to latek ważący 50-60kg, a ile 2latek ważący w porywach 12kg... ( jedno ukłucie i rozstawiony cały palec; pomiary nocne ze stopy; wkłucie na pół ramienia, uda czy pośladka i ślady po nich gojące się czasem kiepsko ( przerabialismy alergie na teflon, płyn do dezynfekcji skory, klej w plastrach, a nawet chirurgiczne usuwanie ropnia zainfekowanego gronkowcem z brzydka blizną itp Raz zrosty, innym razem zanik tkanki w miejscu wkłucia dla odmiany - to leczy się tygodniami...a miejsca na małym ciałku do kolejnych wkłuć niewiele 😔) Duzo zdrowia Dziewczyny, bo my znowu chorujemy ( przeklęta grypa!!)

      Usuń
  7. Faktycznie, niektórzy rodzice przesadzają i dobrze jest im o tym przypominać.
    Choruję od 20 lat - od 3 r.ż. Chyba jestem masochistką xD Pamiętam jak miałam 9 lat kiedy podawałam sobie pierwszy zastrzyk w udo - czułam się jak żołnierz idący na wojnę, ale udało się xD Trenujcie w sobie moc wyjebania w to czego się nie zmieni, niczym mnisi buddyjscy :D i żyjcie tym co zmienić można.

    OdpowiedzUsuń
  8. http://www.3mamcukier.pl/index.php/blog/entry/abbott-uruchamia-sprzedaz-systemu-freestyle-libre-flash i koniec z kuciem w palec

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę trudno mi to wszystko zrozumieć ... Choruję na cukrzycę od 9 roku życia czyli ponad 30 lat, od początku sama robiłam sobie zastrzyki, strzykawką penów nie było ... nigdy nie miałam z tym problemu. Bywało tak, że lekarze stopowali mnie przed częstym badaniem cukru czy intensywnym, precyzyjnym podawaniem insuliny ale wolę to niż ewentualne powikłania. Odpukując w niemalowane tyle lat z cukrzycą i żadnych problemów, żadnej traumy ... po 20 latach choroby urodziłam zdrowe dziecko. Niczego sobie w życiu nie odmawiam, staram się żyć pełną parą i tego wszystkim cukrzykom życzę ...

    OdpowiedzUsuń